🥉 Nie Stac Mnie Na Weterynarza
Chciałam zrobic sekcję aby wiedziec co jej sie stało ale weterynarz powiedzial ze kosztuje to ok 5 tys.. a nie stac mnie na taki wydatek. Moze miala chore serduszko i ten lek jej zaszkodził.. odchodze od zmysłow już. Umarla kolo 10:00, i Dodam jeszcze ze pies od rana był smutny i nie witał sie ani nie bardzo bawił z domownikami. iza91 Posty: 120 Rejestracja: 26 sie 2008, o 15:47 praktyki w rzeźni na weterynarii Witam wszystkich Od pewnego czasu przeglądam forum ale nie udało mi się znaleźć dokładnych informacji na ten temat. Chciałam się zapytać studentów weterynarii lub absolwentów (jeśli tu takowi zaglądają ] )jak dokładnie wygląda praktyka w rzeźni ? Ile trwa? Co trzeba tam robić ? Będę bardzo wdzięczna za wszystkie informacje lub link do jakiegoś tematu gdzie zostało to wyjaśnione. Ja niestety takowego nie wszystkich keyraa Posty: 221 Rejestracja: 31 sty 2009, o 20:44 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: keyraa » 27 lut 2010, o 00:22 z tego co wiem będziesz musiała badac zwierzątka przed ich wejściem do ubojni. mam nadzieję, że mi nie będzie dane tego doświadczyc, gdyż wypiszę się w porę z tych studiów : ] powodzenia! iza91 Posty: 120 Rejestracja: 26 sie 2008, o 15:47 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: iza91 » 27 lut 2010, o 10:24 keyraa, dziękuję za odpowiedź. To jest rzecz która mnie najbardziej przeraża no poza oczywiście mnóstwem nauki, bo to jest chyba ta rzeźnia i flaki nie robią na mnie wrażenia, byłam już przy niejednym zabiegu więc myślę, że nie będę miała problemów jeśli chodzi o prosektorium. A czemu chcesz się wypisać jeśli mogę wiedzieć ? keyraa Posty: 221 Rejestracja: 31 sty 2009, o 20:44 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: keyraa » 27 lut 2010, o 16:58 W związku z tym, że przeraża mnie brak perspektyw po tych stac mnie na otworzenie własnej kliniki, a zarobki są marne, jak się u kogoś pracuje. Medycyna wydaje mi się pewniejszym i bardziej przyszłościowym zawodem, a wysiłek włożony w studia taki sam. Może zbyt praktycznie myślę. Ale ma to związek też z tym, że jestem bardzo wrażliwa na krzywdę zwierząt. Nie wiem, czy bym sobie poradziła musząc patrzec codziennie na ich cierpienie/głupich właścicieli. Ale jak na razie jestem na tych studiach, może się rozmyślę i więc radzę wszystkim, żeby przemyśleili 10 razy zanim się zdecydują, pomyśleli o tym , co będą robic za 10 lat i czy będą w stanie utrzymac swoją rodzinę. slwk Posty: 43 Rejestracja: 13 lip 2008, o 18:55 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: slwk » 14 mar 2010, o 16:52 No ja mam dokladnie takie same przemyslenia jak Ty keyraa, jestem bardzo zawiedziony tym przedrostkiem lekarz przed weterynarii. Nie wiem czego się spodziewałem idąc na te studia. program po mino reformy, nadal jest nastawiony na duże zwierzęta ( i nie wiem czy to zależy od programu czy od sędziwych już prowadzących, pewnie to drugie), na ich eksploatacje i higienę miesa. Kierunek bardziej rolniczy niz lekarski, takie rolnictwo z elementami medycyny. Przedmioty kliniczne czy jakieś bardziej lekarskie są prowadzone na odwal i jest ich mało. To jesli chodzi o same studia. A co po studiach? To samo! Praca raczej polega na rzezniach inspekrotriatach i innych takich. Tam sa duze pieniądze. Z leczenia (chodzi mi o jakieś bardziej specjalistyczne zabiegi, chirurgiczne, ortopedyczne czy inne) małych zwierząt czy koni to może się i wyżyje, ale nie są to pieniądze warte stresu i kucia przez 6 lat. Mówię to jeżeli pracujesz u kogoś w lecznicy. A jesli samemu się chce coś otworzyć - to kupa kasy no i nie wiadomo czy lecznica/gabinet/klinika się przyjmie. Oczywiscie zadaje też sobie sprawę że tak jest w Polsce, za granicą pewnie jest lepiej. Chociaz jak da się zauważyć i u nas ta sytuacja troche się zmienia, i ta część bardziej medyczna i kliniczna WETERYNARII coraz szybciej się rozwija w Polsce (coraz wiecej książek, sympozjów). Ale nie wiem czy własiciele zwierząt az tak bardzo chcą z tego korzystać. Także Keyraa - póki co nie jest za późno i przenoś sie na lekarski! Pieniądze będą, no i studia sa bardziej medyczne zdecydowanie. Na mnie juz za poźno niestety keyraa pisze: Może zbyt praktycznie myślę. wcale nie! to dobrze że tak myślisz i dobrze że już na pierwszym roku. To nic złego że myślisz o zarobkach po studiach. Powinny być wymierne za trud jaki się w nie włozy. A z wetą (jesli się chce rzeczywscie pomagać zwierzętom) tak niestety nie jest. Wkurzają mnie strasznie ludzie którzy mowią że nie jest to kierunek dla pieniedzy a z miłości do zwierząt. Z guzików się nie wyzyje w dzisiejszych czasach. keyraa Posty: 221 Rejestracja: 31 sty 2009, o 20:44 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: keyraa » 14 mar 2010, o 23:28 ^dzięki, utwierdziłeś mnie w przekonaniu : ) . . . Dużo rzeczy mi tutaj nie odpowiada. Zbyt dużo. Niestety miałam wyidealizowane podejście. I to moje głupie zdziwienie dlaczego weterynarii uczą na akademii rolniczej a nie medycznej heh : P jak chce się pomagac zwierzętom to idzie się na studia po których jest dobrze płatna praca i z pensji któą się zarabia przeznacza się na pomaganie zwierzętom. bo weterynarzy jest dużo, ale ludzi którzy chcą i mają środki by pomagac zwierzetom - mało. więc miłośc do zwierząt jest bardzo złym wytłumaczeniem. : P Te studia był dla mnie takim kompromisem między medycyną a właśnie moją miłością do zwierząt. Że to niby taka specjalizacja medyczna, ale zamiast ludzi leczy się zwierzątek się nie leczy, je się albo wysyła do rzeźni albo usypia : ) Dzięki bogu (może) ominą mnie zajęcia z paszoznawstwa i innych arcyciekawych rzeczy . . . talagia Posty: 685 Rejestracja: 29 cze 2009, o 12:07 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: talagia » 21 mar 2010, o 14:20 keyraa pisze:^ takie są realia . ja mam zupełnie inne podejście, ale niestety to jest kierunek rolniczy, a zwierzęta mają wartośc jedynie produkcyjną Rany gdzie ty studiujesz? Od kiedy psy i koty maja wartosc produkcyjna, czy tam rolnicza? A weterynaria w duzych miastach to jedna z najlepiej rozwijajacych sie dzialalnosci. Nikt nikomu nie kaze cale zycie prosiąt na rzeź badać. Ale bardzo sie ciesze, ze rezygnujesz, bo osoby z takim podejsciem jak twoje przynosza niestety zla slawe lek. wet. i nie daj Boze, zeby moje zwierze trafilo do takiego lekarza ps. Jestem z duzego miasta i nie czuje sie na wecie jakby mnie ktos uczyl gospodarki rolnej i tuczu brojlerów Tahtimittari Posty: 1061 Rejestracja: 8 paź 2008, o 13:57 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: Tahtimittari » 21 mar 2010, o 14:33 talagia pisze:keyraa pisze:^ takie są realia . ja mam zupełnie inne podejście, ale niestety to jest kierunek rolniczy, a zwierzęta mają wartośc jedynie produkcyjną Rany gdzie ty studiujesz? Wrocław to wieś zapyziała, tutaj psy na szynkę hodują Tyberian Posty: 230 Rejestracja: 11 sty 2010, o 11:54 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: Tyberian » 21 mar 2010, o 14:37 keyraa pisze:^dzięki, utwierdziłeś mnie w przekonaniu : ) . . . A zwierzątek się nie leczy, je się albo wysyła do rzeźni albo usypia Nie nie to właśnie tacy ludzie jak Ty powinni mieć tylko wartość produkcyjną a może i nawet rolniczą ? (siC!) Jak studentka weterynarii może mieć takie podejście do zawodu Medycyna weterynaryjna nie wysyła zwierząt do rzeźni a tym bardziej nie usypia/zabija tylko POMAGA na zasadzie sianiu ulgi dla cierpiących zwierząt Zrezygnuj lepiej czym prędzej bo takich weterynarzy jak Ty to zwierzęta nie i tak nie potrzebnie że poszłaś na te studia bo tylko miejsce komuś zajmujesz - komuś kto by robił to o wiele lepiej od Ciebie i z chęcią niesienia ulgi zwierzętom w postaci ich leczenia itd. No masakra jakaś . Michał vet Posty: 94 Rejestracja: 20 wrz 2008, o 13:24 Re: praktyki w rzeźni na weterynarii Post autor: Michał vet » 21 mar 2010, o 19:43 Tak się zastanawiam co myślałaś jak uderzałaś na te studia skoro się tak zawiodłaś. Myślałaś że gospodarz co ma 200 krów to hoduje te zwierzątka bo je kocha i będzie leczył je za wszelką cenę. Chyba oczywiste jest nawet dla totalnego laika że w hodowli zwierząt liczy się zarobek a nie dobro zwierząt. Więc nie rozumiem co cię zdziwiło na tych studiach bo nawet jak 5 latkowi zadasz pytanie co daje krowa to odpowie że mleko, a świnka że mięsko i nic więcej. I tu się zgodzę że rola w hodowli zwierząt polega na utrzymaniu tych zwierząt w dobrym zdrowiu tak aby osiągały wysokie wskaźniki produkcyjne czy to w produkcji mleka czy np. w przypadku mięsa żeby szybko urosły i szybko poszły do rzeźni. Ale nie zgodzę się że jest to kierunek rolniczy bo przedmiotów rolniczych na tych studiach jest może ze 4 do których nikt się nie uczy i nie przywiązuje wagi. A medycznych od groma. I ja na swoim roku mam: Farmakologia, Patomorfologia, Parazytologia, Diagnostyka ogólna i laboratoryjna, Diagnostyka obrazowa, Chirurgia i anestezjologia, Ochrona zdrowia i nic więcej. I Pytanie gdzie tu są przedmioty rolnicze A w hodowli zwierząt też nie zajmujesz się hodowlą czy rolnictwem tylko leczeniem wykorzystując wiedzę typowo medyczną 21 Odpowiedzi 9166 Odsłony Ostatni post autor: eveve 21 sie 2014, o 20:31 8 Odpowiedzi 4099 Odsłony Ostatni post autor: Ewakuacja 21 sie 2012, o 08:21 5 Odpowiedzi 3768 Odsłony Ostatni post autor: glaczek 23 lis 2020, o 09:54 2 Odpowiedzi 13677 Odsłony Ostatni post autor: KatarzynaZSDM 27 lut 2016, o 15:12 12 Odpowiedzi 8661 Odsłony Ostatni post autor: Dudek 12 cze 2013, o 00:34 Kto jest online Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości w gim. profil bio-chem po gimnazjum pójdź do: a) technikum weterynaryjnego (po nim od razu masz kwitek, że jesteś technikiem weterynarii, możesz być asystentem weterynarza i pójść na studia weterynaryjne b) liceum bio-chem (nie ma specjalistycznego podejścia jak w tech. wet) na maturze zdawać bio i chem rozszerzone i najlepiej umieć łacińskie nazwy chorób zwierząt potem studia Co dzieje się potem – nierzadko wiele lat potem – gdy brakuje nam podstawowej empatii, opisał na Facebooku weterynarz Przemysław Łuczak. Jego post udostępniły tysiące osób. Oto cała prawda o nas, opiekunach psów, oczami weterynarza. Wyznanie weterynarza Święta to czas na szczeniaczki, kociaczki, króliczki i chomiczki, które spakowane w karton czekają pod choinką. Duży procent z nich w połowie stycznia znajdzie się pod najbliższym schroniskiem albo trafi na portale aukcyjne (do działu „oddam”). Ciemna strona świąt. Nieważne, ile by się napisało, ile uświadamiało. Co roku jest to samo. Empatia dla zwierząt Nie jest to jednak notka o zwierzakach prezentach ani o tym, by może odpuścić sobie doroczny łazienkowy spektakl polegający na tym, że rodzina stoi nad wanną i rozważa, kto ukatrupi karpia… Skoro mamy okres zadumy, nowych postanowień i podsumowań, może warto umieścić w tych rozważaniach nasze zwierzęta. I te nie nasze też. Świat idzie do przodu. Ludzie coraz bardziej otwierają się na nowe idee. Tak wspaniale jednoczymy się wobec tragedii na świecie, jesteśmy tacy empatyczni względem siebie – cudownie! Po prostu cudownie! Dlatego więc tak ciężko mi pojąć, czemu tyle osób nie jest w stanie tego algorytmu empatii przenieść na swoje zwierzęta. Gdzie się podziewa najprostsze, ludzkie zrozumienie? Eutanazja, by się nie męczył Pewien poniedziałek. Zabiegany pan wchodzi do lecznicy (na wizytę u weterynarza), ciągnąc na smyczy coś, co kiedyś było owczarkiem niemieckim. Dowiaduję się, że przez ostatnie trzy miesiące pies schudł z 40 kg na 20 kg i zrobił się jakiś taki apatyczny. Ale wiadomo, przed świętami każdy taki zalatany. Nowotwór? Kto by pomyślał… Eutanazja? Przecież była szansa, że samo przejdzie. Nie mógłby tak chudnąć w nieskończoność. Przy tych wszystkich eutanazjach zawsze zastanawia mnie to „dobro zwierzęcia”. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. „Nie będę go leczyć, żeby się nie męczył…”. Albo uśpienie zamiast oddania do adopcji: „Lepiej uśpić, bo on beze mnie nie przeżyje”. Innym razem wpada szczur z zaawansowaną dusznością. Leży na boku, rzęzi. Szybka akcja, umieszczam zwierzę pod tlenem, stabilizacja. Przygotowuję szczura do dalszej diagnostyki. – Od kiedy trwają objawy? – On tak ma od tygodnia. My przyszliśmy go uśpić… – Od tygodnia? To czemu nie przyszliście państwo wcześniej? – Myśleliśmy, że sam zdechnie. To samo tyczy się guzów, które zdublowały już masę ciała zwierzęcia. No cholerne raczysko, człowiek myśli, że wykończy tego zwierzaka w tydzień, a ono rośnie i rośnie, i nic się nie dzieje! Bezczelne. Na dodatek biedne dzieci muszą patrzeć na cierpienie chomika. Jak temu nowotworowi nie wstyd!? Jeszcze ta nieznośna niewydolność nerek – lekarz zapewniał, że zwierzę z tym długo nie pożyje, a tutaj ciągnie się to i ciągnie! Wszystkie choroby są „od zawsze” Gdzieś na świecie ludzie budują pierwsze roboty wielkości łepka od szpilki, klonują owce, łazik jeździ po Marsie i wysyła nam zdjęcia. Tymczasem u mnie na stole stoi pies, podobno apetyt ma osłabiony od jakiegoś czasu, a wczoraj to już nic nie zjadł. Zaglądam w pysk, a tam trzeci, a może już czwarty krąg piekielny. Kamień zakrywa całe zęby. Dziąsła czerwone, miejscami z nich krwawi. Tłumaczę, że olbrzymi stan zapalny jamy ustnej, że zęby popsute. „No dobrze, panie doktorze, ale dlaczego on nie je? Bo on takie zęby to miał przecież od zawsze”. Zapada niezręczna cisza, twarz opiekuna nie zdradza swoją mimiką, że zadała pytanie, które nie powinno paść, a jednak padło. Konsternacja. Tak jak powiedziałem, to okres zadumy. Od zawsze zastanawia mnie to „od zawsze”. Od zawsze ma biegunki, od zawsze wymiotuje, od zawsze kaszle, od zawsze te larwy wychodzą z oczodołu, od zawsze nie je od pół roku. Czy to jest naprawdę taki olbrzymi wysiłek, by pojąć, że to małe lub duże, co nam biega pod nogami w domu, zasuwa na kołowrotku w klatce lub przylepione do szyby w terrarium na nas patrzy, jest żywe? Gdzie w procesie myślowym w ludzkiej głowie umyka fakt, że jeśli pies ma ząb, to ten ząb się może popsuć i boleć? Dlaczego nie chcemy spróbować uznać, że ta obrzęknięta i zwisająca bezwładnie kończyna jest chyba złamana, i chyba boli jak diabli, i chyba coś trzeba z tym zrobić? Guzy powstają z dnia na dzień Oprócz „od zawsze” są jeszcze stany nagłe. Dotyczy to najczęściej guzów. Zasada brzmi, że im większy guz, tym szybciej powstał. Zazwyczaj perforujący guz na klatce piersiowej wielkości kokosa to kwestia ostatniego spaceru, może w porywach dwóch dni. Paznokcie długości szponów mitycznej harpii u królików i świnek morskich zazwyczaj jak zaczarowana fasolka kiełkują przez noc. Przy takim wyznaniu opiekunowi nawet powieka nie drgnie i zastanawiam się, jak bardzo ta osoba musi myśleć, że rozmawia z idiotą, lub że udało jej się kłamstwo stulecia. Z eutanazją to w ogóle jest ciekawa sprawa. Patrząc na podejście do zwierząt, jestem chyba w stanie podpisać się rękami i nogami przeciwko wprowadzeniu eutanazji u ludzi. Widzicie oczyma wyobraźni, jak by to mogło wyglądać? U weterynarza: przypadek 1 Państwa syn złamał nogę tydzień temu, nie wygląda to dobrze… Ale to go boli, panie doktorze? No trochę tak… Pytanie, co robimy dalej. Może uśpić? Żeby się nie męczył… U weterynarza: przypadek 2 Państwa babcia ma zapalenie płuc, w jej wieku to bardzo niebezpieczne. To się długo leczy? No tak, organizm już nie jest młody… To może nie warto, bo już jest taka STARA. Którzy ludzie nie mają empatii Ja wiem doskonale, co widzicie przed oczami, kiedy czytacie o całym tym braku empatii, o braku serca i odrobiny zrozumienia. Załącza się spojrzenie statystyczne: źle ubrany, niewykształcony pan koło 50. Delirium tremens, zwierzę z kolczatką wbitą w szyję tak, że już zarosła. Nie, moi drodzy! Ja często widzę młodych ludzi, dobrze ubranych, elokwentnych. Czasem widzę rodziców z dziećmi, które uśmiechają się, słysząc, że zwierzę ma guza, że strasznie boli. Świadomość opiekunów z roku na rok wzrasta, ale niestety zwierzęta (szczególnie te rasowe) także padły ofiarą konsumpcjonizmu. York w papilotach, rzadka odmiana barwna boa, niecodzienny ssak egzotyczny są wykładnią luksusu, a nie przyjacielem. Widać to zwłaszcza po rosnącej popularności małp utrzymywanych w domach, mimo negatywnych opinii, jakie się słyszy o nich jako zwierzętach domowych. To wiedza tajemna, że zwierzę czuje Pewnie może z 2-3% czytających ten wpis odnajdzie w nim samego siebie, ale może jakieś 50% z was zna takie właśnie osoby. Warto może przy wizycie na kawkę albo w pubie przy piwie powiedzieć takiej osobie, że to, co robi, jest złe, i zdradzić wielką tajemnicę wszechświata, że jednak zwierzę czuje, i że czasem je boli. Zafundujesz takiemu zwierzakowi może nie tyle Boże Narodzenie, co Wielkie Odrodzenie. PS Wszystkie historie w tekście i cytaty są autentyczne i pochodzą z codziennych sytuacji, jakie miewam ja i moi koledzy i koleżanki po fachu. Zmieniono nazwiska, daty, gatunki zwierząt itp. Jeśli znalazłeś zbieżność w tekście dotyczącą swojej osoby, to zastanów się nad sobą. Bardzo dobrze się zastanów. Autor: Lekarz weterynarii Przemysław Łuczak, EgzooVet Zapamiętaj mnie Nie zalecane na współdzielonych komputerach. Nie mam pieniędzy na weterynarza ze nie stac ciebie na leczenie to sie uda? Powodzenia 19 Czerwca 2020, 17:28 Obcięte łapki. Kwota zbiórki została podwyższa, z powodu interwencji dotyczącej kotka z obciętymi łapkami. KOTKI Z OBCIĘTYMI ŁAPKAMI POTRZEBNA POMOC!!! Widzieliśmy już wiele, ale wczorajsze zgłoszenie złamało nam serca. O pomoc poprosiła nas para młodych ludzi. W piwnicy znaleźli dwa maluszki z obciętymi łapkami Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Z oceny weterynarza wynika, że łapki musiały zostać precyzyjnie obcięte ostrym narzędziem. Państwo zabrali kociaki do domu i dzielnie się nimi opiekowali. Nie mają jednak warunków do tego, by doprowadzić leczenie do końca. Już teraz ponieśli ogromne koszty weterynaryjne, a konieczna jest dalsza diagnostyka. Cieszymy się, że są ludzie o wielkich sercach, którzy nie pozwolili tym maleństwom umrzeć w cierpieniu w piwnicy. Niestety po raz kolejny bez wsparcia finansowego nic więcej nie możemy zdziałać. Prosimy o pomoc w zbiórce: dopisek „Dla naszych bezłapek”. Serdecznie dziękujemy prosimy o to, by nie hejtować, skupmy się na tym, co wspólnie możemy dla nich zrobić dobrego. Luksusem jest dla mnie puszka kawy. Teraz mnie na nią nie stać, bo kosztuje prawie 13 zł. Kosmetyki kupuję na aukcjach na Allegro, na przykład rzeczy na krótko przed terminem. Proszę o pomoc, mój pies jest chory, nie mam pieniędzy na badania i zabieg. Nie wiem nawet co jej jest, po cieczce zaczeła krwawić z narządów rodnych, przestała jeść, zrobiła się słaba i zaczęła mieć problem z poruszaniem się, zawiozłam ją do weterynarza, dostała jekieś zastrzyki (antybiotyk) i weterynarz kazał mi ją obserwować i jak by było bez zmian przyjechać jutro. Na drugi dzień było bez zmian więc znów pojechałam do weterynarza. Weterynarz kazał zostawić ją pod kroplówką na parę godzin. Jak wróciłam powiedział mi ze stan Sary się nie poprawił i trzeba jej zrobić biochemie żeby sprawdzić w jakim stanie są narzady. Do tego trzeba ją "otworzyć" bo nie wiadomo co jej jest, do tego sterylizacja. W dodatku to już ponad 10 letni pies (dokładnie nie wiem ile ma lat bo znalazłam ją w lesie 10 lat temu) i weterynarz powiedział że zabieg pod narkozą wiąże się z większym ryzykiem u starszych suk. Wszystko to ma kosztować ok 300 zł. Niby to nie jest wiele, ale dla mnie bardzo dużo. Nie wiem co robić, nie mam tylu pieniędzy, nie mogę patrzyć jak się męczy, nie chciałabym jej usypiać. Pomóżcie.Tłumaczenie hasła "nie będzie mnie" na angielski. Przez tydzień nie będzie mnie w mieście. I'll be out of town about a week. Za 20 sek. nie będzie mnie tu. I'll be out of here in 20 seconds. Prawdopodobnie nie będzie mnie tutaj przez parę miesięcy. I probably won't be coming around this way for a couple of months.
data publikacji: 11:30, data aktualizacji: 14:41 ten tekst przeczytasz w 7 minut Przez laty dziesiątkowały ich choroby zakaźne, a ich praca bywała śmiertelnie niebezpieczna. Dziś standardy BHP oceniają ryzyko zawodowe weterynarzy jako średnie. Jeśli ktoś oczywiście akceptuje kolekcję blizn otrzymanych w spadku po niezadowolonych pacjentach... VGstockstudio / Onet. Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Choroba zawodowa Wszystkie zwierzęta duże i małe Atak z powietrza W 1887 roku lekarz wojskowy David Bruce postanowił przyjrzeć się bliżej chorobie, która dziesiątkowała brytyjskich żołnierzy. Odkrył, że jej przyczyną była bakteria, nazwana od jego nazwiska brucellą, przenoszona przez maltańskie kozy, których mleko pili żołnierze. Szybko okazało się, że bruceloza nęka także krowy, konie, osły, świnie i inne gatunki zwierząt, a do tego łatwo przenosi się na ludzi. W Polsce jej prawdziwa epidemia wybuchła po II wojnie światowej – szacowano, że w 1948 roku zakażone było 23 proc. bydła w państwowych gospodarstwach rolnych. A od bydła zakażali się ludzie, zwłaszcza ci przy nim pracujący, w tym weterynarze. Choroba zawodowa – Bruceloza była kiedyś chorobą zawodową weterynarzy. Brucelle powodują poronienia u bydła, a wtedy wzywa się weterynarza, żeby odkleił zatrzymane łożysko. Kiedyś nie używaliśmy rękawiczek, więc wystarczyło, że weterynarz miał uszkodzoną skórę na dłoniach, o co w naszym zawodzie nietrudno, i zakażał się poprzez kontakt z wodami płodowymi, płodem albo łożyskiem – Aleksander jest lekarzem weterynarii z 20-letnią praktyką, przyjmuje w jednej z podwarszawskich miejscowości. O brucelozie na szczęście, tak jak większość dzisiejszych weterynarzy, tylko słyszał. – Dawniej prawie 100 procent weterynarzy było chorych, a to choroba bardzo ciężka i przewlekła, powodująca zapalenia jąder, wsierdzia, opon mózgowych i mózgu. Istniał nawet rodzaj przytułku, domu spokojnej starości dla najciężej chorych weterynarzy, bo wskutek ciężkiej i przewlekłej infekcji część zostawała inwalidami. Polscy weterynarze i hodowcy przez wiele lat walczyli z brucelozą eliminując chore zwierzęta i dopuszczając do rozmnażania tylko zdrowych osobników. Dziś według Państwowej Inspekcji Sanitarnej w Polsce notuje się kilka zakażeń brucelozą wśród ludzi rocznie i są to przypadki "zaimportowane", najczęściej z krajów basenu Morza Śródziemnego. Chorują turyści po zjedzeniu przetworów z surowego lub niedogotowanego mleka kóz i owiec, które w tamtych rejonach nadal bywają nosicielami brucelozy. – W tej chwili de facto brucelozy u nas nie ma, co nie znaczy, że nie może wrócić. Jeżeli chodzi o choroby odzwierzęce, to groźna dla nas, lekarzy, może być jeszcze wścieklizna, ale ostatni zarejestrowany przypadek wścieklizny u człowieka w Polsce zdarzył się w 2002 roku. Co więc dziś jest zagrożeniem dla lekarza weterynarii? Niezadowolenie jego pacjentów. Wszystkie zwierzęta duże i małe – Gryzie nas wszystko, większe zwierzaki kopią i bodą. Każdy weterynarz, w tym ja sam, ma pełno blizn na ciele. Już na egzaminie z chirurgii koń nadepnął mi na stopę w lakierku, na betonie, miło nie było... Najbardziej spektakularnie oberwałem też na studiach, od mastino napoletano, to rasa psów, których Rzymianie używali do pilnowania niewolników. Przenosiłem go z klatki do klatki i ugryzł mnie w połowie ręki, między łokciem a nadgarstkiem. Trafił tuż koło nerwu promieniowego, który odpowiada za prostowanie palców. Pojawił się ropień, nerw uległ zakwaszeniu i na jakiś czas przestał działać. Przez dwa tygodnie miałem rękę sparaliżowaną, biegi w maluchu zmieniałem nadgarstkiem. Weterynarz musi mieć refleks, trochę siły i dobrą kondycję. Bo inaczej częściej niż pacjentów będzie zszywał i opatrywał siebie. – Każdy z nas w każdej chwili może być niebezpiecznie ugryziony. Koleżanka behawiorystka, taki psi psycholog, chciała poprawić rottweilerowi źle założony kaganiec i straciła palec. Mnie raz pies załatwił trzy palce na raz – jedno ugryzienie, poniżej sekundy. Gabinet zachlapałem krwią w kilkanaście sekund. No i co, musiałem sobie nakleić plaster i skończyć robić psu zastrzyki. Po pracy założyłem rękawiczkę chirurgiczną, żeby sobie krwią nie zachlapać motocyklowej i jakoś dojechałem do domu. Żona w krzyk "Rozpieprzyłeś się na motorze!". A ja na to, że właśnie nie, w pracy byłem! Aleksander twierdzi, że weterynarz musi mieć poczucie humoru, to najlepsza szczepionka na stres. Bo gdy się jest rannym w pracy, za chwilę oberwie się drugi raz – mniej się uważa, wolniej reaguje. A zejść z dyżuru nie można. Za to nudy w tym zawodzie nie ma, każdy dzień jest przygodą. – Nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Koledze policja raz przywiozła pająka, na oko ptasznika – wylazł z samochodu w warsztacie, mechanicy złapali go w słoik i zadzwonili po policjantów, a ci przyjechali do weterynarza, żeby stwierdził, czy toto jest jadowite. Mnie o pomoc poprosił facet, kiedy byłem na SGGW na kursie doszkalającym. "Tylko zastrzyk zrobić", no to się zgodziłem. Zaprowadził mnie do herpetarium, gdzie było kilkadziesiąt węży, a pacjentem był pyton siatkowaty, na oko 40 kilo, grubości mojego uda. Poczułem, jak się ściany na mnie nasuwają, bo ja się panicznie, ale naprawdę panicznie boję węży, nigdy z nimi nie pracuję. No ale zrobiłem ten zastrzyk i spieprzałem stamtąd tak, że jak mnie koledzy na dole w barku zobaczyli, to pytali co się stało, że taki blady jestem. Najtrudniejsze przy zabiegach są zwierzęta dzikie, bo są nieprzewidywalne. I wtedy komedia może się zamienić w tragedię. Jak piętnaście lat temu, podczas obławy na tygrysa bengalskiego, który uciekł z cyrku na warszawskim Tarchominie. Zginął wtedy weterynarz Ryszard Karczewski, jedyny w stolicy specjalista od łapania dzikich zwierząt. – Rysiek został omyłkowo zastrzelony przez spanikowanego policjanta, miał 43 lata, zostawił dwie córki. Bardzo chciał tego tygrysa uratować i dołożył do tego własne życie. To też jest niebezpieczeństwo naszego zawodu. Atak z powietrza Na co dzień od tygrysa niebezpieczniejsze jest to, czego nie widać. Narcotan i halotan to wziewne środki znieczulające, stosowane podczas zabiegów chirurgicznych. Zaintubowane zwierzę oddycha w systemie półzamkniętym i otrzymuje je wprost do tchawicy, ale gaz nie jest przez nie metabolizowany i znajduje się w wydychanym przez uśpionych pacjentów powietrzu. – W teorii na sali chirurgicznej powinny być pochłaniacze, które odzyskują gaz z powietrza, albo urządzenie wypuszczające go rurami na zewnątrz budynku. Tyle, że często weterynarze tego nie mają, bo to są drogie rzeczy. A taki uciekający z aparatu gaz jest groźny zwłaszcza dla naszych koleżanek w ciąży, na przykład halotan obniża napięcie mięśni ciężarnej macicy i zwiększa ryzyko krwotoku poporodowego. One zresztą w ogóle mają więcej problemów, bo mogą też zarazić się od kotów toksoplazmozą. Większość weterynarzy miała z nią kontakt, i o ile nie złapiemy HIV, to ta choroba nie jest dla nas zagrożeniem. Ale zakażenie u ciężarnej, albo starającej się o dziecko kobiety, może prowadzić do uszkodzenia płodu albo poronienia. Dlatego duża część spodziewających się dziecka koleżanek na jakiś czas przerywa pracę. Na toksyczne działanie leków narażeni są zwłaszcza lekarze weterynarii pracujący z chemią nowotworową. To bardzo silne i toksyczne leki. – Ja się do tego nie dotykam, ale mój kolega ma specjalny zestaw do mieszania tych leków, bo nawet przy ich przelewaniu trzeba bardzo uważać. Miesza i rozcieńcza chemię nowotworową pod specjalnym wyciągiem, żeby zminimalizować ryzyko kontaktu ze skórą czy wdychania tych preparatów. Wszyscy lekarze używający tego typu leków powinni mieć takie zestawy, ale wiadomo, że różnie z tym bywa, zwłaszcza w mniejszych gabinetach. Różnie bywa także z ochroną przeciw promieniowaniu rentgenowskiemu. Oficjalnie wykonujący rentgeny lekarze pracują w kontrolowanych warunkach. – Nieoficjalnie dwóch kolegów pracujących w znanym warszawskim punkcie wykonującym prześwietlenia zawinęło się na nowotwory. Oczywiście nikt tego głośno nie powiedział, ale raczej mało prawdopodobne, żeby był to przypadek. Tym, co czyha na weterynarzy, bywa też ich własny układ odpornościowy, który osłabiony, nie jest w stanie zwalczyć ataku grzybów Microsporum canis, powodujących grzybicę drobnozarodnikową, którą najłatwiej zarazić się od chorego kota czy psa. – Wystarczy, że mamy niższą odporność skórną i uszkodzenie skóry na dłoniach, co przecież przydarza się nam permanentnie. Ta grzybica nie jest groźna, daje małe, swędzące placki na skórze i łatwo się leczy, ale przyjemne to nie jest. Podobnie jak alergie, które również bywają zmorą weterynarzy. Uczulają ich leki i preparaty stosowane na zwierzętach. Albo... same zwierzęta. – Kolega na trzecim roku studiów dowiedział się, że jest uczulony na kota. Mimo to podjął pracę w lecznicy małych zwierząt. Spanikował dopiero gdy sam na ostrym dyżurze dostał potwornego ataku astmy. Zaczął się dusić i tracić przytomność, nie był w stanie wezwać pogotowia. Dowlókł się do szafki z lekami, wziął w strzykawkę steryd i dwa miligramy atropiny i walnął to sobie w udo, przez spodnie. Oddech mu wrócił. Skończyło się tak, że odszedł z pracy i założył firmę zajmującą się trzodą chlewną. Wiem, że teraz znowu ma lecznicę dla małych zwierząt, ale zatrudnia ludzi, którzy dla niego pracują. Jak się ma wirusa weterynarii we krwi, to strasznie trudno się tego pozbyć... weterynarz choroby zawodowe Weterynarz zachorował na małpią ospę. "Byłem przerażony" Od chwili ogłoszenia pierwszego przypadku małpiej ospy (7 maja), chorobę wykryto już u ponad 200 osób w 19 krajach świata. Wirus zwiększa swój zasięg, choć nie... Paulina Wójtowicz Jak najskuteczniej pozbyć się kleszcza? Metoda francuskiego weterynarza "szczelina plus obrót" jest szybka i prosta Sezon aktywności kleszczy, który trwa od wiosny po późną jesień, już się rozpoczął. W Polsce występuje 19 gatunków tych pasożytów żywiących się krwią ludzi i... Monika Zieleniewska Gwałtownie rośnie sprzedaż amantadyny. Receptę może wypisać nawet weterynarz Jak dotąd nikt nie potwierdził skuteczności amantadyny w leczeniu COVID-19, chociaż takie badania prowadzą różne ośrodki, również w Polsce. Jednak mimo to... Beata Michalik Chorujesz? Pomoże ci weterynarz To nie żart. Doktorzy od zwierząt wiedzą czasem więcej niż lekarze. Najwyższy czas, by medycyna i weterynaria zaczęły współpracować. Dla dobra pacjentów:... Margarette Driscoll | The Sunday Times COVID-19 jest chorobą zawodową Ministerstwo Zdrowia wpisało COVID-19, czyli chorobę zakaźną wywołaną wirusem SARS-CoV-2, na listę chorób zawodowych. Medexpress Pylica - objawy, przyczyny, leczenie. Choroba zawodowa górników i nie tylko Na pylicę, jako chorobę zawodową, zapadają nie tylko górnicy, ale także osoby narażone na pracę w środowisku skażonym pyłami. To również choroba wynikająca z... Zawody, które najbardziej rujnują zdrowie Amerykanie przeanalizowali 974 zawody pod kątem zagrożenia, jakie stanowią dla zdrowia. Wyniki badania są zaskakujące. Najczęstsze choroby zawodowe w Polsce Za chorobę zawodową uznaje się schorzenie spowodowane działaniem czynników szkodliwych dla zdrowia, które występują w środowisku pracy. Przyczyną choroby... a wiec tak skoror bylo mnie stac na szczeniaka za 1000 zl to rowniez stac mnie na ubranko za 100zl.lecz nie widze snesu kupowania go gdyz ona rosnie,a pozatym wyprowadzam ja na doslownie tylko siku wiec przez 2 minutki nic jej sie nie stanie,co do oddawania psa to czemu nie,on bardzo lubi moich rodzicow i chetnie do nich chodzi nawet na pareNa spacerach pilnuję jej żeby nic nie zjadała, czasem mlaszcze jakby coś zjadła ale nic na ziemi nie było, wydaje mi się, że zdarza się jej jeść właśnie ziemię. Wierzcie mi pytałam o wszystkie możliwe badania, pytałam dlaczego nie zostało zrobione badanie krwi i słyszałam, że "to nic nie wyjaśni i jest niepotrzebne".190 likes, 28 comments - chihuahua.romus on July 6, 2020: "Kat nie matka 梁 jak ona mogła mnie zabrać do weterynarza #weterynarz #będzieoperacja #
@reanyaa_ zależy od weterynarza ale na pewno 120+ nwm dokładnie bo mój mnie lubi i mi daje zniżki i gratisy, ogólnie Pyza była tam 2 dni, bo musiała zostać na kontrolę po zabiegu, potem pierwsze 2 dni w domu ledwo chodziła, praktycznie caly czas spała w moim pokoju + kuweta na dole 1/2. 10 Sep 2021Hotelik dla królików to nie tylko sprzątanie i mizianie króliczków. Czasami zdarzają się przypadki takie jak te. Mimo próśb o przywożenie przebadanych, Hej wszystkim, bardzo zmartwiło mnie zachowanie kotki, a o tej godzinie nie sposób znaleźć weterynarza, może ktoś coś doradzi. Wszystko było w porządku, kotka była na balkonie i nagle zaczęła
Odbierz darmowy bilet na konferencję FLIPY 2.0 ONLINE [promocja marki własnej] Seminarium Inwestycyjne 5.01.2024, zniżka na hasło kowarski7 20 000 pln/m2 czy to możliwe?
Tłumaczenia w kontekście hasła "na weterynarza" z polskiego na angielski od Reverso Context: Prosisz o nakaz na weterynarza bez powodu Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso CorporateTranslations in context of "być na przykład u weterynarza" in Polish-English from Reverso Context: Mógł być na przykład u weterynarza.
Witam, Nazywam się Dawid lat (18 ). Mam 14letniego pinczerka bawi się ,,Kubuś'' od wczoraj spuchł mu penis (napletek chyba) zauważyłem to jak wyszedłem z nim na spacer bo zaczną piszczeć. Nie mam kompletnie grosza ani nie mam skąd pożyczyć na weterynarza więc zwracam się do was z pytaniem jak mog Po błędnym leczeniu na okoloodbytnicze zapalenie gruczołów u psa stwierdzono jednak czyraczyce, jakie leki mogą ja zlikwidować? Czy jest to w ogóle do całkowitego wyleczenia, a jesli tak to po jakim czasie? Weterynarz ma go leczyć sterydami jakaś maścią i lekiem juz wydalam 280 zl na leczenie , w tym dojscie jelit do normy po stanieciu kosci w odbycie, nie stac mnie z jednej pesji Na tytul mnie nie stac Songtext von wariacje.pl mit Lyrics, deutscher Übersetzung, Musik-Videos und Liedtexten kostenlos auf Songtexte.com Tłumaczenie hasła "stać mnie na" na angielski. Nie stać mnie na kredyt i kryminalną przeszłość. I can't afford to have bad credit and a criminal record. Nie stać mnie na większe straty. I can't afford to lose more than just the penny antes. Nie stać mnie na twoją pensję. I can't afford to pay you any more. “Mąż koleżanki poszedł kupić do apteki przepisane przez weterynarza lekarstwo na wrzody dla konia. Tak, tak - został przed chwilą zatrzymany w aptece przez Policję że chce wywołać poronienie. Zorganizowaliśmy pomoc prawną. Nie ma ratunku dla tego kraju. 😡” wVkoj7.